Z Pamiętnika Zwierzykowa / Wioseczka pod Warszawą - wrzesień 2005

[…]To prawda, że psy poprawiają samopoczucie-są jak poranna kawa.

Poszłam sobie z dzieciaczkami na łąkę, za domem, na poranne rozprostowanie kości. Słoneczko, lekko mroźnie, krówki się pasą-sielanka dosłownie. Szliśmy spokojnie, psiaki radosne.
Wracamy sobie spokojnie-brat zapiął Edwarda na flexi, bo mieliśmy zaraz mijać wsiowe krówki. A ja pełna optymizmu podziwiam kłus Picassa-taki dostojny, uroczysty, szybki, szybki, szyyyybki.... Nie zdążyłam drania zaczepić na smycz-czmychnął do krów.
Imponująco wyprostowany z miną-„zaraz ci wkropię wielki zwierzaku”- prowokował biednego roślinożercę.
A ja biegnę,aż mi świszczy w gardle i tak głośno wrzeszczałam, że słychać mnie chyba było w Warszawie. No i okropnie klęłam .
A Florian nic-jak nie można wkropić krowie, to warto ją chociaż powąchać-w końcu produkuje takie aromatyczne kupy.
Krowa ucieka, miota się, Picasso biega za nią, pod nią...- wreszcie dobiegłam i krzyczę, wołam, łzy mi lecą jak głupie-aż się posmarkałam... Mój pies zobaczył, że wreszcie przyszłam i zaczął się spokojnie posilać poranną krowią kupą-krowa w tym czasie obwąchała go po tyłku.

Przyszedł do mnie z zieloną buźką, zadowolony z siebie i życia-a mi się ręce trzęsły-bo starczył ułamek sekundy a byłoby bardzo niebezpiecznie.

I już mi nie była potrzeba poranna kawka-raczej Kalms w podwójnej dawce. Oczywiście na krówki poluje ciągle-ale się zdemaskował i teraz jestem czujniejsza.

Dał też przykład Edwardowi-a ten jak menel- chłonie, co najgorsze.. Ot, wsi spokojna, wsi wesoła.[…]