[…]W czwartek ruszyliśmy z Jackiem po wielką przygodę, aż do Francji, aż pod hiszpańską granicę. Klatka lotnicza, kocyki,zabawki, pieluszki-jak cyrk z Pologne .
Hodowcy przywitali nas ciepło-maluszki również.
Szczególnie miły okazał się pewien żółty chłopak, który na dzień dobry wyrwał Jackowi dziurę w spodniach i ugryzł w euforii powitania .
Po tym incydencie właściwie było przesądzone, która bestia poleci z nami do Polski.
Laluś z buźką laleczki Barbie okazał się brakującym ogniwem między bokserem z krokodylem.
Po czułym przywitaniu z maluszkami, pieszczotach, ja również doznałam zaszczytu sprawdzenia stanu uzębienia
Lalusia. Doszłam do wniosku ,że powinien nadać się na IPO .
Coś jest takiego w Cyrusku, że w zasadzie od początku, jeszcze jak nie znałam go osobiście-jakoś tak mi
pasował .
Przyjęcie u hodowców ciepłe, rodzinne, niepotrzebnie tak bardzo się obawialiśmy -w naszych żołądkach wylądowały litry francuskiego, lokalnego wina (to rejony winnic) oraz przepyszne tutejsze jedzenie.
Cały dzień spędziliśmy przeuroczo -psy, rozmowy-nawet udało się nam przywieść kilka butelek tamtejszego
winka oraz kupić.....kółka do transporterka, których nie mogliśmy dostać w Warszawie .
Wieczorkiem razem z maluchem pojechaliśmy do hotelu- Cyrus zachowywał się, jakby całe życie spędził w
hotelowych pieleszach .
Ciekawym doświadczeniem okazały się rozsuwane drzwi-mały przekonał się, że trzeba chwilkę poczekać aż
same sie otworzą-walnięcie w nie "z główki" nie pomoże .
Miałam ogromne obawy przed lotem małego w luku bagażowym-był to dla mnie ogromny stres. Z duszą na ramieniu odbieraliśmy malucha we Frankfurcie-mieliśmy 2 godziny przerwy, więc chcieliśmy wykorzystać to na "odsiusianie" maluszka.
Cyrus wyszedł z klatki zadowolony, bardzo mu się podobał terminal-czynił honory domu, z każdym chciał się witać, wszystko go ciekawiło. Ogon chodził od prawego do lewego pośladka.
Później znowu lot do Warszawy, mój stres i merdający ogon Cyruska podczas odbierania go w Warszawie. Uffff- przeżyliśmy podróż.
W domu obszedł nowe włości, pozaglądał w kąty i był bardzo oburzony, że wtłaczam go do klatki.
Stado przyjęło go dobrze.
Picasso i Edzio chcieli się bawić i bawili z Cyruskiem (o zgrozo, jakie to wielkie potwory !!),Drachma przyjęła go po macierzyńsku.
Od Sissi jest na razie izolowany-nie mają bezpośredniego kontaktu-tylko przez klatkę. Nie ufam mojej porządkowej- jeszcze przyjdzie czas na zabawy.
Do ludzi bardzo się garnie, natomiast myślę, że ma lekkie braki w kontaktach z dorosłymi psami. Lekko się ich obawia, chociaż ogon chodzi.
Jak się już pozna z dużym psem, ma taką manierę ,że wskakuje z warkotem na kark-więc rośnie nowy Szefunio .
Wysyła dziwne sygnały jak na tak małego szczeniaczka-ale myślę, że dzięki przebywaniu z moimi psami, to
wszystko się mu poukłada w głowie.
Ma dużą chęć współpracy z człowiekiem-jest czujny, uważny i bardzo zabawowy.
Tak mocne ugryzienie i warkot, jakim nas przywitał w swoim domu-na razie się nie powtórzyły.
To by było na tyle z naszej wycieczki […]